Rozdział trzeci cz. 3
W ostatniej chwili weszłam do la béatitude céleste. Kuchnia francuska.
Rozejrzałam się po Sali. Zaraz obok mnie siedział starszy pan z książką, w
kącie matka spokojnie czytała magazyn Vouge a dzieci starały się zwrócić na
siebie uwagę, pod ścianą z niebieskim obrazem siedziała rudowłosa pani w
damskim zestawie biznesowym tłumacząc coś przez telefon. O ! Jest!
Odwrócona tyłem do mnie popijała kawę. Postanowiłam ją trochę przestraszyć.
Zdjęłam płaszcz, uśmiechnęłam się w stronę kelnerki i podeszłam do blondynki.
Zasłoniłam jej oczy moją ręką i zapytałam się „Kto to?”. W odpowiedzi
usłyszałam tylko ciepły śmiech moje przyjaciółki. Przewiesiłam na drewnianym krześle
torbę. Obie wstałyśmy, przytuliłyśmy się i pocałowaliśmy w policzek. Po
zakończonym „rytuale”, usiadłam. Miley była ubrana w zwyczajne ciuchy. Niewyróżniające
się z tłumu. To nie był mój styl. Nie czułabym się komfortowo gdybym była tak
ubrana. Za to panna Cyrus nie lubi „eleganckich rzeczy w mojej szafie”. Jednak
wie, że to tylko taka przykrywka. W domu czy na spotkaniach tak zwanych
prywatnych (odbywających się u mnie czy u kogoś zaufanego) jestem odważniejsza
co do wyboru stroju.
- No to
opowiadaj, co dzisiaj robiłaś?- zapytała mnie z uśmiechem na twarzy. Pierwszy
raz od tygodnia widziałam radość w jej oczach. A jednak codzienne rozmowy przez
telefon do późna na coś się przydały.
- Nic takiego.
Odpoczywałam od tej szarej monotonni. Byłam w Devon Krost, w nowym butiku „Szyk”.
Słyszałaś o nim? Podobno pisali o nim w MAXIMIE. Ale nieważne! A co u ciebie,
kochanie?
- Zadzwonił do
mnie tata. Przedłużają sobie pobyt na Hawajach. Być może wrócą dopiero dzień
przed wigilią. Menadżer znowu powiedział żebym się „wystroiła” na nadchodzącą
galę. Dzisiaj dowiedziałam się że pierścionek zaręczynowy został sprzedany za 150
000$. Wszystko się psuje. Mój własny ojciec nie chce mnie widzieć wraz z
siostrą po tym jak zeznawałam przeciwko jemu w sprawie rozwodowej, kolejny raz
mam udawać tanią dziw** a mój związek rozpadł się w drobne kawałki. Ja już nie
wytrzymuję tego. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym o tym wszystkim
zapomnieć, mieć w dup** te problemy a nie potrafię. To jest dla mnie zbyt
trudne.- rozkleiła się . Naprawdę, nie życzyłabym najgorszemu wrogowi tylu
nieszczęść ile przytrafiło się jej w ostatnim czasie.
- Wszystko
będzie dobrze, Miley. Nie martw się, skarbie. Kiedy chodziłam do liceum też nie
mogłam sobie poradzić. A wiesz co mi pomogło? Wyrzucenie z siebie emocji.
Kłębią się i kłębią aby pęknąć w najmniej odpowiednim momencie. Ale wierzę w
ciebie, że nie dasz wygrać im w tej bitwie.
- Jezu! Ponownie
przekonuje się w fakcie, że mam najlepszą przyjaciółkę na świecie. Naprawdę
Ali, może się powtarzam, ale jesteś dla mnie najmocniejszą podporą. Dziękuje ci
kochanie. Zostawmy problemy z boku. Co jeszcze ciekawego było w Centrum
Handlowym?
- Nie zgadniesz
kogo spotkałam u Diora! Angele. Angele Weber. Pracuje tam!
- Nie żartuj?
Już się boje myśleć co ty jej nagadałaś.
- Może i jestem
zła na nią za to że się nie odzywała, ale bądź co bądź, była moją przyjaciółką.
Ale i tak nie wiem jakim cudem ją przyjęli. Nawet nie rozróżnia jedwabiu od kaszmiru.
Koszmar!
W tym czasie
podeszła do nas kelnerka. W zielonym uniformie i złotej czuprynie wyglądała
słodko. Zapytała się uprzejmie:
- Czy coś podać?
- Tak, poproszę
jeszcze raz małą czarną i figi zapiekane z oscypkiem
na cieście francuskim. –odpowiedziała Miley
- A ja
poproszę, odtłuszczoną kawę.
- To wszystko?
Może coś pani jeszcze zje?
- Nie, nie. Jakoś
nie jestem głodna.
Gdy kelnerka
odeszła, krótko włosa złapała mnie za rękę z podejrzliwym wzrokiem.
- Dlaczego nic
nie zamawiasz?
- Bo nie mam
apetytu- odpowiedziałam wymijająco.
- Skarbie,
dobrze wiem kiedy ”nie masz apetytu” a kiedy coś się dzieje.
- Nie wiem o
co ci chodzi.
- Dobrze wiesz
o co mi chodzi. Wymiotowałaś po ostatnio zjedzonym posiłku? Poza tym, kiedy ty coś
zjadłaś?
- Miałam ważne
projekty do zrobienia, nie miałam czasu na gotowanie czy pójście do
restauracji.
- Kiedy?!-
wypowiedziała to tak głośno, że aż pan
który czytał książkę i zasnął, obudził się.
- Nie wiem.
Pewnie jakoś tak w poniedziałek. Wyluzuj. Nie umrę.
- Poniedziałek
był trzy dni temu.
- A ja jeszcze
żyję. Uwierz mi, jakbym miała jakieś nawroty, zauważyłabyś.
- Po prostu
martwię się, żeby choroba nie powróciła. Swoją drogą, strasznie schudłaś.
- Wcale nie.
Wydaje ci się.- jak ja nie lubię rozmów na temat mojej przypadłości
żywieniowej. Szczególnie z Miley. Przed nią nic się nie ukryje, a czasem
chciałabym zataić dużo. Niestety, idealna jestem tylko na okładkach czasopism
czy w filmach. W normalnym życiu przeszłam więcej niż komuś może się wydawać. A teraz ponoszę tego skutki…